Najpierw wstęp - zrobiło się ciepło, czas otrząsnąć się z zimowego letargu i porzucić skuter na rzecz czegoś co pozwoli na odrobinę dalsze wyprawy. Stety niestety, nie jest to takie proste.
Chińskie 150ki, klony Suzuki |
Przepisy w Pekinie dla moto są tak wyśrubowane, że jeżeli chcemy zarejestrować maszynę to do wyboru są wyłącznie lokalne produkty o rozmiarze 150-200cm (fota obok) lub nówki modele Suzuki, Harleya, może Hondy (z ceną odpowiednią dla nowych, najwyższych modeli moto). Ponieważ chcę pojeździć trochę dalej to 150ka jest odrobinę... mała. Plus, po przygodach z chińską technologią w skuterze (opowiadałem jak padła mi elektronika? mechanik powiedział że ze starości. Jak mu powiedziałem że skuter ma 6 miesięcy (tak, to była nówka) to powiedział "no tak, stare". Do tego kilka innych przygód o których nie wspomnę poniewaz mogą nas czytać dzieci) wolałbym jednak coś bardziej sprawdzonego.
Więc pozostawała opcja numer dwa, przetrenowana na skuterze. Moto z doczepioną pekińską tablicą prosto z Szanghaju. Nielegal, aby było jasne :). Lecz, aby nie było tak pięknie, tu pojawia się ryzyko. Jak policja się przyczepi to stracę moto. Logiczne i sprawiedliwe. W przypadku skutera to nie bolałoby tak bardzo, w przypadku wypasionego moto - uhm, trochę tak. Dlatego górną granicę ceny ustawiłem na tyle, abym w razie straty sprzętu nie żałował zbyt wiele. Jak łatwo zgadnąć, ograniczło to ilość ofert. Znacznie :).
Ok więc teraz przygoda przygoda. Z ogłoszeń które widziałem, oglądałem pierwszy moto. Ot, zwykły moto bez tablic, poobijany, używany, jeżdzony przez chłopaka który sprzedawał. Klasyk. Przejdźmy do ciekawszych fragmentów.
Moto numer 2. Jedno zdjęcie, prosto z boku, niewiele info. Trochę poza centrum Pekinu (lecz ciągle w Pekinie ;) ), 45km. Kontak ze sprzedającym - siekera w plecy. Nie wyśle więcej fotek ponieważ nie ma sensu. Oczywiście że moto jest bezwypadkowy, opony i napęd w bardzo dobrym stanie. Ma kilka innych moto ale nie chce mu się wysyłać zdjęć ani listy. Masakra. Nic to, cena naprawdę fajna za interesujący pojazd (Yamaha r6ka dla zainteresowanych), więc poświęcę się, pojadę. Przyjeżdzamy na miejsce, gość zaczyna odstawiać szopkę. Najpierw, ile nast jest? (dwójka). Aha, ok. Moto możemy zobaczyć tylko gdy damu mu najpierw kasę. What. The. Fak. Że co? Ponieważ on miał już ludzi którzy marnowali jego czas, on nie będzie prowadził moto o ile nie damy kasy. Jazda jazda. Dziękujemy, do widzenia. Zmarnowany czas.
Wygląda wypas |
Moto numer 3 (fota obok). Tym razem Hornet 600ka, co szokujące wyglądający na oryginalne malowanie - co sie tutaj nie zdarza. Do tego ogłoszenie ma więcej fotek niż jedną, widać że to ta sama maszyna itp. Ok, telefon plus umówienie się na spotkanie. Nauczony doświadczeniem, najpierw pytanie czy mam mieć ze sobą kasę na dzień dobry - odpowiedź że nie trzeba. Ok, super, gość również ma więcej moto więc w razie czego obejrzę sobie inne. Również poza centrum, 50km, lecz w przeciwną stronę niż moto 2 (tak, to ciągle jest Pekin :D). Jedziemy. Spotkanie na parkingu hotelowym, wypas. Rozmowa z gościem że jesteśmy, odpowiada że on nie przyjedzie lecz wyśle kogoś z podwładnych. Ok, spoko, luz. Mija 25 minut, dzwoni chłopak z pytaniem które to moto. Jizaz, co za profesjonalizm. Ten i ten, kolor ten i ten. Chłopak mówi że moto przyjedzie na aucie. E? Że co? Pojawia się pytanie ile nas jest (dwójka). Okej, zaczyna się robić dziwnie. Mija kolejne 20 minut, dzwoni. Mówi że jest, czeka. Eeeee na pewno nikt nie przyjechał, wtf, idziemy poszukać. Ok, przy banku po prawej stronie hotelu. Idziemy, nikogo nie ma, wtf? Gość dodaje, że możemy zobaczyć lecz tylko gdy (uwaga, postaram się opisać tak jak on to opisał) weźmiemy kwit z banku z wypełnionym przelewem zapłaty za moto. What. The. Wracamy do auta, kłócąc się z gościem. Wygląda na to że kazał nam pójść pod bank po to aby nas sobie zobaczyć z daleka. What. The. Fak. Ok, to się robi zbyt dziwne, olewamy. Dzwoni szef chłopaka z pytaniem jak idzie. Tutaj rozmowa że wtf, miało nie być kasy a teraz chłopak odstawia akcję że ma być zrobiony przelew zanim w ogóle zobaczymy moto i co to ma być. Szef się drze, że ok, możemy zobaczyć moto ale tylko jedna osoba. Na co argument, że nie ma takiej opcji, nie dogadam się z nimi bez pomocy, musimy być w dwójkę. Odpowiedź szefa że w takim wypadku 1/3 kasy z góry i możemy zobaczyć moto obydwoje. Nie no, to jest zbyt abstrakcyjne, rezygnujemy. Zmarnowany czas numer dwa.
Tyle przygód z oglądania moto. Na podsumowanie, nie mam pojęcia o co biegało. Kilka teorii krąży, moto kradzione, nie ma moto chcą tylko kasę (dlatego pytanie o ilość osób), strach że ucieknę na moto. Kij go wie. Na pocieszenie mogę dodać że chińczycy są równie zdezorientowani jak ja o co cholera chodziło :D. Spróbuję dorwać kogoś kto jeździ na moto, może będzie wiedział więcej :). Niesmak pozostał ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz