21.07.2013

Teraźniejszość, przyszłość, przeszłość

Teraźniejszość


Prawie północ. Dookoła ciemno i gorąco. Przed dworcem ludzie śpią na rozłożonych karimatach, graja w karty aby jakoś przeczekać.  Za 20 minut mam pociąg, szybki pociąg do innego miasta. W teorii jest szybki, w praktyce podróż trwa 8 godzin. Cenowo tańszy niż pociąg sypialniany, jedyne 150zl za drugą klasę gdy w sypialnianym 220 za pierwsza. Cen za drugą nie znam, ponieważ nie udało mi się nawet zobaczyć biletów, tak szybko znikają.





Przechodzę trzy, czy tez trzy i pół, kontrole. Najpierw, zanim w ogóle zostanę wpuszczony na dworzec, muszę pokazać ze mam bilet. Służy to ograniczeniu ludzi wewnątrz, w ten sposób tylko Ci którzy podróżują zajmują cenną przestrzeń. Dla tych co naprawdę chcą wejść, np pożegnać rodzinę itp, mogą kupić bilet wejścia na peron, za 2.5zl. Bilety nie są sprzedawane podczas wielkich migracji ludności, czyli powiedzmy podczas Chińskiego Nowego Roku. Wtedy nie ma zmiłuj, bez biletu nie wejdziesz, a gdy próbujesz się przemknąć, pierwsza linia ochrony wzywa masywnych negocjatorów.

Za pierwszą kontrolą czai się linia numer dwa. Wszystko większe od torebki należy rzucić na taśmę, gdzie zostanie prześwietlone przez super czule promienie rentgenowskie albo inne wynalazki. Stan naszej walizki jest sprawdzony przez panią z ochrony, która z całej siły stara się nie zasnąć, uderzając głową w klawiaturę. Jej koleżanka, która jeszcze nie zasłużyła na to aby oglądać prywatne sprawy innych ludzi, niemrawo pogania tych którym nie chce się zrzucać plecaka.

Zaraz za kontrola stoją panie/panowie z detektorami metalu, czyli linia numer dwa i pół. Pół ponieważ nie jestem pewien na jakiej zasadzie ktoś zostaje wybrany do bardziej szczegółowego sprawdzenia. Będąc lekko spóźnionym, zmierzam krokiem sprawiedliwego przed siebie. Wzrok mój napotyka spojrzenie pani z wykrywaczem, która odpowiada mi niepewnym "sprawdzać go czy nie". Zanim to do mnie dotrze, jestem już po, a rozglądając się szybko dookoła widzę że nikt nie zostaje zatrzymany. Musi tu działać jakiejś wysokie klasy system stosujący najnowsze rozwiązania psychologiczne.

Lub nikomu się po prostu nie chce.

Na końcu czeka mnie coś prostego, zanim wejdę na peron następuje sprawdzenie biletów. Pomimo że jest wcześnie, kolejka i tak. Idzie szybko, kilka minut i jestem w pociągu. W wagonie wita mnie wszechobecny zapach zupek chińskich i płacz dzieci. Wagon otwarty, wiec wszystko się ładnie niesie, pozwalając gawiedzi się zintegrować. Za mną ktoś naparza w grę na telefonie, ktoś z przodu ogląda film. Słuchawki są dla leszczy, wszystko na głośniczkach z ipadów, ajpadów, tpadów.

Pociąg rusza. Osiem godzin w fotelu, przy prędkości średnio 250km/h. Prawie jak samolot, tylko widoki ciekawsze. Zobaczymy jak to będzie rano.

Ps. Pierwsza. Za mną dziecko śpiewa do piosenki z ipada. bububu. łałała. dudu di du. Powtórzyć w pętelce przez 15 minut.

Przyszłość


Dzień następny. Czas na obiad i główny powód mojego pobytu tutaj - roboto restauracja. W Harbinie znajduje się uczelnia która słynie z wydziału robotyki, więc w ramach reklamy zbudowali/wspomogli? restaurację gdzie kucharzami i kelnerami są roboty. W teorii wszystko jest robione przez roboty, w praktyce ludzie ciągle nadzorują i pomagają. Roboty nie potrafią postawić potrawy na stole, jedynie podjeżdżają do nas i mówią coś w stylu "oto Twoje jedzenie, proszę odbierz, a teraz uciekam". Za szybą widać roboty-kucharzy, uśmiechnięte LED-owymi lampkami.

Maszyny wyglądają jak wyglądają, miejsce wydaje się z lekka zaniedbane, niektóre roboty wyglądają jak po stoczonych walkach. Może po pracy urządzane są nielegalne pojedynki? Taak, myślę że tak właśnie jest. W każdym razie, jedzenie zaskakująco dobre. Spodziewałem się tandety a tu bardzo dobra potrawa - nie wiem jaka, zamawiałem w ciemno.

Widząc restaurację można się śmiać, jednak jest to jedno z pierwszych tego typu miejsc. Gdy byłem, większość stolików była zajęta, może ze dwa wolne. Ludzie przychodzą dla frajdy, pewnie nie wracają, lecz mały przełom jest. Chiny próbują, i to się ceni. Ciekawe czasy.

Przeszłość


Poranek. Google mówi mi, że spędzę dwie i pół godziny w busie w jedną stronę, czyli 5h z głowy. Czasem trzeba.

1935. Po ucieczce więźniów z twierdzy Zhongma, Japończycy postanawiają przenieść tajną Jednostkę 731 do Pingfang, w pobliżu Harbin. Oficjalna nazwa macierzystego oddziału jednostki to "Prewencja epidemii oraz oczyszczanie wody", w jednostce natomiast istnieją inne, bardziej określające profil, nazwy.

"Wydział dostarczania materiału ludzkiego"

Człowiek to "kłoda" ("Jak wiele kłód dzisiaj upadło?")

"Misją od Boga każdego medyka jest blokowanie choroby i jej eliminacja, lecz zadanie, nad którym będziemy tu pracować jest całkowitą odwrotnością tej reguły" - Shiro Ishii, szef obozu

1932. Japońska armia otwiera oddział "uzdatniania wody", którego głównym celem było przeprowadzanie eksperymentów biologicznych i chemicznych. Aby mieć w pełni realne dane, eksperymenty były przeprowadzane na ludziach, w naturalnych warunkach - bez znieczuleń.

Wiwisekcja. Amputacja kończyn. Przeszczepienie kończyn z jednej strony ciała na drugą. Amputacja zamrożonych kończyn. Usunięcie żołądka i bezpośrednie połączenie przełyku z jelitem. Zarażenie rzeżączka, kiłą, cholerą. Badanie organów zarażonych osób gdy chory jest ciągle żywy. Odmówienie jedzenia i picia aż do śmierci. Umieszczenie w komorze ciśnieniowej i zwiększanie ciśnienia aż do śmierci. Wpływ granatów, miotaczy płomieni, bomb. Wpływ śmiertelnej dawki promieni rentgenowskich.

1945. Armia rosyjska wkracza do Chin, Japończycy się ewakuują. Obóz zostaje porzucony, ślady zatarte, pozostali więźniowie zlikwidowani. Shiro Ishii mówi członkom zespołów badawczych że mają zabrać tajemnice obozu do grobu. Ocenia się że w samym obozie zginęło od 3000 do 12000  ludzi.

Po kapitulacji, generał MacArthur zostaje wyznaczony jako główny koordynator do spraw Japonii. W tajnym porozumieniu, w zamian za przekazanie wyników badań z jednostki 731, wszyscy naukowcy, włącznie z Shiro Ishii, dostają  immunitet i unikają sądu za zbrodnie wojenne. Pakt określa że wyniki badań zostaną przekazane wyłącznie Ameryce i żadnemu innemu krajowi. W wyniku porozumienia, jedynymi dowodami co się działo w jednostce są skąpe relacje ludzi którzy tam pracowali.

W 2002 roku podczas konferencji w Changde Chiny szacują że podczas wojny z powodu japońskich eksperymentalnych ataków biologicznych zginęło 580 000 ludzi.

Shiro Ishii umiera w 1959, prawdopodobnie w Japonii, nigdy nie stając przed sądem.

Obóz niezbyt wielki, jeden budynek dla zwiedzających, zawierający głównie zdjęcia i opisy. Makieta ludzi przywiązanych do krzyży, gdy samoloty zrzucają bomby, a zza osłony lekarze robią notatki wygląda komicznie. Dopóki nie uruchomimy wyobraźni.

Jeden z odtajnionych przez amerykanów raportów. 300 stron tekstu, opisującego wpływ choroby na obiekt. Obiekt - mężczyzna, 28 lat, rozpisane zmiany w poszczególnych organach. W pomieszczeniu przedmioty z obozu. Nożyce, noże, piła do kości. Dwa metalowe wieszaki na organy w trakcji wiwisekcji.

Po wyjściu gdy oglądam mapę widzę że przegapiłem jeden z fragmentów. Jakiś zaradny deweloper wcisnął na pasie kilkudziesięciu metrów parę bloków mieszkalnych, więc aby dostać się do północnej części, powinienem przejść przez osiedle. Za Chiny bym nie uwierzył jakby mi to ktoś opowiedział.

Potrzebuję coś lżejszego, jutro zwierzęta mordujące inne zwierzęta - za skromną opłatą.

0 komentarze:

Prześlij komentarz