13.06.2013

Na głodnego źle się myśli

Strona 12sta
Wycieczka dzisiaj nie wypaliła, więc zapchpajpost, znaczy, w pełni przemyślany i przygotowany wpis.

Będąc teraz na wypadzie, zarzuciłem sobie małe wyzwanie - nie jem w żadnej sieciówce którą znam (wliczając chińskie) plus każdego dnia próbuję coś nowego. Jedynym wyjątkiem jest kawa, tutaj uznaję że gdy nie mogę znaleźć jakiegoś szopa to nawet MC ujdzie - darowanej filiżance nie zagląda się pod spodek, jak to mówił Kazimierz Wielki.

W każdym razie, rodzi to taki mały problem, zamawianie.




Uwaga, przez chwilę będę się babrał w popkulturze czy innym płotku, blargh, plotku. Jest sobie taki szoł, Kuchnne Rewolucje. Ponieważ mogą nas, tfu, mnie, czytać dzieci (cześć Szneke), więc nie będę komentował poziomu programu, wspomnę tylko jeden odcinek. Tv zawitało do restauracji chińskiej w wawie, zwanej "Li Du", prowadzonej przez prawdziwego, staromodnego chińczyka. Dla kogoś kto spędził trochę czasu otoczony ichnią kulturą odcinek jest przekomiczny, lepszy niż niejeden skecz, ale tu nie o tym. Jedną z rzeczy która miała być zmieniona było menu - ponieważ to oryginalne zawierało ponad sto pozycji. W ten przydługi sposób dochodzimy do sedna.

Nie mam zdjęc więc
wrzucam psa
(tak w ogóle, jak oglądałem ten odcinek i zobaczyłem fragment z autostradą to mi się wstyd zrobiło. Co za dziecinny i głupi pomysł. Dobrze że znajomi nie widzieli...)

(pies je mi buta hmm)

Dobra dobra, wracam do tematu. Tak jak w tiłiszoł powiedzieli że zbyt wiele pozycji w menu odstrasza  że kucharz nie umie nic dobrze, tutaj zbyt mało znaczy że kucharz nie umie gotować. Tak więc wchodząc do restauracji, możemy się spodziewać menu które ma kilkanaście, czasami kilkadziesiąt stron, czasami ze spisem treści na pierwszej i odnośnikami.

Do tego gdy dostaniemy kartę dań, kelner zazwyczaj będzie od razu czekał az złożymy zamówienie, dziwiąc się że 15 minut zajmuje nam przekartkowanie czegoś co wszyscy znają.

Dlatego fajnie jest chodzić w miejsca które się zna, wiemy gdzie co jest, oszczędza nam to czas na wybranie potrawy, czy rozpoznanie co w ogóle jemy.

Fajna restauracja, ładna, koreańska, obrazy
(jeden krzaczek znaczy pies, inny mięso)
Problem jest mniejszy w miejscach gdzie w menu nie ma zdjęć, wtedy mamy zazwyczaj jedną kartę z listą ok. 50-60 pozycji z których w ciemno wybieramy co chcemy (tips: gdy kelner do zamówionej zupy przynosi dodatkową miseczkę, znaczy że będziemy mieć mięso z kośćmi... )

Na początku (ponad rok), to irytuje, później idzie się przyzwyczaić, teraz jak zdarzy mi się jeść w Momencie (taka włoska przy biurze), czasami brakuje mi tych opcji, znam tam już wszystkie kanapki :)



Eh, nigdy nie dogodzisz!

Dobra, znowu dopisuję, a co. Wadą podróżowania samemu jest również jedzenie samemu. Ponieważ kultura posiłku w Chinach ma znaczenie, lekko mówiąc, ogromne (tam się załatwia sprawy a nie w biurze), tak więc i potrawy są do tego przygotowane. Daniami się zazwyczaj dzieli, a porcje są ogromne, więc gdy jesteśmy sami nie mamy zbyt wielu okazji spróbować różnych rzeczy - chyba że lubimy uszczknąć i wyrzucić resztę.

Ech, nigdy nie dogodzisz!x2

Ps. Dla purystów - mowię o tych bardziej szpanerskich miejscach, z zazwyczaj okrągłymi stołami, nie knajpami "dziura w ścianie" ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz