Mam kilka godzin do samolotu i żadnego pomysłu który mogę zrobić w kilka godzin, więc może posiedzę gdzieś przy kawie i popiszę. Szybkie spojrzenie na wikitravel dla miejsca, potem konfrontacja z Google Mapsami i sprawdzenie busów, Dianping dla recenzji i mogę wyruszać.
W planie posta: turystyka ze smartfonem
Jak wspominałem, trafił mi się dłuższy weekend. Ponieważ wolny tydzień w Pekinie to trochę za dużo aby się lenić dla lenienia, znalazłem miejsce które chciałem zobaczyć: największy plac w Azji, w Dalian (tak tak, ruszają mnie wielkie konstrukty ludzkiej myśli technicznej, architektonicznej i ogólnie masywne rzeczy).
Dalian, z wiki, jest miastem w miarę dużym, lecz nie za wielkim. Kilka milionów mieszkańców, sto lat, ot mieścina która się wybiła poprzez swoją lokację. Kontrolowany przez obce kraje przez sporą część swej młodej histori, wyróżnia się budynkami z rosyjskimi wpływami architektonicznymi i brakiem tradycyjnych chińskich budowli.
Pakując się na wycieczkę, wrzucam niezbędnik podróżnika - komp, kable, czytnik, ipod. Papierowy przewodnik który dostałem w spadku po poprzednim lokatorze leży w kącie, zapomniany.
Z jednej strony, zwiedzanie Chin to ciężka sprawa. Inny język, inne pismo, inna kultura, inne zasady.
Z drugiej strony, zwiedzanie Chin to banał. Wiki, portale, blogi, Google Translate, Google Mapsy, Soso Mapsy, Dianping, Waygo, Mafengwo, wszystko jest w sieci. Jak mamy telefon z 3G, banał x 2.
Wyglada to mniej więcej tak.
Ogólnie to chcę zobaczyć ten plac, lecz to za mało na kilka dni. Wchodzę więc na wikitravel i czytam o Dalian (Wikitravel to taka wikipedia, tylko pisana przez i dla turystów, z wieloma interesującymi notkami, często napisanymi w języku którego nie znajdziemy w przewodnikach czy na bardziej poważnych stronach). Tam znajduję też info jak mogę się dostać z lotniska do miasta, dzięki czemu uniknę bycia oskubanym przez taksiarza.
Po wylądowaniu odpalam Google Maps i wybieram plac który chciałem zobaczyć. Wybieram "prowadź do" i google mówi mi którym busem tam dojadę. Z telefonem i gpsem w dłoni podbiegam na wskazany przez mapsy przystanek (pada, więc biegam).
Na przystanku dostrzegam koreańską restaurację. Ponieważ jestem głodny, uruchamiam Dianping, taki lokalny Yelp, i sprawdzam czy coś o nie piszą. Ma 4 gwiazdki, więc idę zjeść.
Jak wspominałem, zamawianie może być przygodą, tutaj jednak w miarę poznaję potrawy więc zamawiam ze zdjęcia. W razie jakbym jednak nie wiedział albo nie był pewien, mam ze sobą Waygo, błyskawiczny translator chińskich menu. Aplikacja jest świetna ponieważ skupia się tylko i wyłącznie na menu i nie potrzebuje internetu. Tłumaczenie dostajemy w sekundę, do tego zna nazwy potraw a nie tylko Hanzi (jak np. Pleco), więc możemy zgadnąć co tak naprawdę zamawiamy.
Po przybyciu na plac rozglądam się dookoła. Ponieważ jest wielki, nie mieści mi się w obiektywie, więc uruchamiam ipoda (khem...) który ma lepszą, szybszą kamerę niż Samsung (khem khem) i robię panoramę wbudowaną aplikacją.
Od deszczu jestem lekko przemoczony więc chcę jechać do hotelu. Z tego samego powodu postanawiam złapać taksę aby oszczędzić na czasie. Sprawdzam na mapsach gdzie jest hotel, następnie odpalam Soso Maps, jeden z kilku chińskich klonów google mapsów. Robię to aby mieć adres po chińsku, taksówkarze rzadko rozpoznają okolice z samych map. Mając lokację robię jej zdjęcie, które mogę powiększyć aby taksiarz mógł przeczytać adres (tak, często mają słaby wzrok i nie są w stanie odczytać adresu z samych map ~.~ )
Następnego dnia zanim wyruszę na wycieczkę do bazy wojskowej, sprawdzam Mafengwo, portal gdzie chińczycy wrzucają tonę relacji ze swoich podróży. Widzę że jest kilka opisów z tej bazy więc z nadzieją uruchamiam mapsy i szukam autobusu.
Gdy później ląduję na placu budowy, przygotowuję sobie ściemę, że się zgubiłem. Wątpię aby ktokolwiek mówił po angielsku (lub polsku), więc zawczasu uruchamiam Google Translate i wpisuję "Zgubiłem się" aby móc powiedzieć/pokazać w razie ewentualnych problemów.
Reszta to iteracja powyższego, z przerwami na podładowanie telefonu i komputera.
Powyższa turystyka sprawia, że zwiedzanie jest w miarę łatwe, proste i przyjemne. Ma też swoje oczywiste wady.
Nie ma tak wielkiego zaskoczenia. Każde większe miejsce jest ofotografowane na wszystkie strony, więc chcąc nie chcąc zobaczymy punkt wycieczki zanim w ogóle zdecydujemy się do niego dotrzeć.
(gdy byliśmy w Wiszącej Świątyni, wyobraziłem sobie jakie to było uczucie, setki lat temu, gdy podróżnicy wychodzili zza pagórka aby ujrzeć coś, co nie mogło sensownie istnieć)
Wiki, Google Mapsy itp dobrze działają w dużych miastach, w mniejszych miejscowościach jest gorzej. Do tego trzeba się nauczyć dystansu do informacji w nich zawartych (z wiki biorę obecnie tylko miejsce do zobaczenia i sugestie hosteli, restauracje są zazwyczaj słabiutkie), ponieważ mogą być nieaktualne - Chiny zmieniają się szybko, bardzo szybko.
(cena z wiki była 4 razy niższa niż prawdziwa cena na miejscu)
Dianping jest dobry jak chcemy coś bardziej wyszukanego, rzadko mają miejsca za 10-20 yuanów, zwłaszcza (ponownie) w małych miastach.
(najlepsze miejsce w jakim jadłem w Dalian była malutka koreańska restauracja przy hostelu, gdzie za rewelacyjne jedzenie płaciłem ok 15y)
Gdy padnie nam bateria, jest nieciekawie.
(w podróż do bazy zabrałem paszport i ładowarkę....)
Poleganie za bardzo na info z necie może się źle skończyć. Dzień przed wylotem sprawdzałem pogodę, pokazali mi że będzie ładnie i słonecznie. Uhm. Przez pierwszy dzień lało.
Następne w planie mam sprawdzić jak to jest udać się do miejsca gdzie mało kto wie, że istnieje :). Zobaczymy jak to będzie podróżować w sposób "tradycyjny".
Foci brak, wrzucę w ostatniego posta z podróży :)
W planie posta: turystyka ze smartfonem
Jak wspominałem, trafił mi się dłuższy weekend. Ponieważ wolny tydzień w Pekinie to trochę za dużo aby się lenić dla lenienia, znalazłem miejsce które chciałem zobaczyć: największy plac w Azji, w Dalian (tak tak, ruszają mnie wielkie konstrukty ludzkiej myśli technicznej, architektonicznej i ogólnie masywne rzeczy).
Dalian, z wiki, jest miastem w miarę dużym, lecz nie za wielkim. Kilka milionów mieszkańców, sto lat, ot mieścina która się wybiła poprzez swoją lokację. Kontrolowany przez obce kraje przez sporą część swej młodej histori, wyróżnia się budynkami z rosyjskimi wpływami architektonicznymi i brakiem tradycyjnych chińskich budowli.
Pakując się na wycieczkę, wrzucam niezbędnik podróżnika - komp, kable, czytnik, ipod. Papierowy przewodnik który dostałem w spadku po poprzednim lokatorze leży w kącie, zapomniany.
Z jednej strony, zwiedzanie Chin to ciężka sprawa. Inny język, inne pismo, inna kultura, inne zasady.
Z drugiej strony, zwiedzanie Chin to banał. Wiki, portale, blogi, Google Translate, Google Mapsy, Soso Mapsy, Dianping, Waygo, Mafengwo, wszystko jest w sieci. Jak mamy telefon z 3G, banał x 2.
Wyglada to mniej więcej tak.
Ogólnie to chcę zobaczyć ten plac, lecz to za mało na kilka dni. Wchodzę więc na wikitravel i czytam o Dalian (Wikitravel to taka wikipedia, tylko pisana przez i dla turystów, z wieloma interesującymi notkami, często napisanymi w języku którego nie znajdziemy w przewodnikach czy na bardziej poważnych stronach). Tam znajduję też info jak mogę się dostać z lotniska do miasta, dzięki czemu uniknę bycia oskubanym przez taksiarza.
Po wylądowaniu odpalam Google Maps i wybieram plac który chciałem zobaczyć. Wybieram "prowadź do" i google mówi mi którym busem tam dojadę. Z telefonem i gpsem w dłoni podbiegam na wskazany przez mapsy przystanek (pada, więc biegam).
Na przystanku dostrzegam koreańską restaurację. Ponieważ jestem głodny, uruchamiam Dianping, taki lokalny Yelp, i sprawdzam czy coś o nie piszą. Ma 4 gwiazdki, więc idę zjeść.
Jak wspominałem, zamawianie może być przygodą, tutaj jednak w miarę poznaję potrawy więc zamawiam ze zdjęcia. W razie jakbym jednak nie wiedział albo nie był pewien, mam ze sobą Waygo, błyskawiczny translator chińskich menu. Aplikacja jest świetna ponieważ skupia się tylko i wyłącznie na menu i nie potrzebuje internetu. Tłumaczenie dostajemy w sekundę, do tego zna nazwy potraw a nie tylko Hanzi (jak np. Pleco), więc możemy zgadnąć co tak naprawdę zamawiamy.
Po przybyciu na plac rozglądam się dookoła. Ponieważ jest wielki, nie mieści mi się w obiektywie, więc uruchamiam ipoda (khem...) który ma lepszą, szybszą kamerę niż Samsung (khem khem) i robię panoramę wbudowaną aplikacją.
Następnego dnia zanim wyruszę na wycieczkę do bazy wojskowej, sprawdzam Mafengwo, portal gdzie chińczycy wrzucają tonę relacji ze swoich podróży. Widzę że jest kilka opisów z tej bazy więc z nadzieją uruchamiam mapsy i szukam autobusu.
Gdy później ląduję na placu budowy, przygotowuję sobie ściemę, że się zgubiłem. Wątpię aby ktokolwiek mówił po angielsku (lub polsku), więc zawczasu uruchamiam Google Translate i wpisuję "Zgubiłem się" aby móc powiedzieć/pokazać w razie ewentualnych problemów.
Reszta to iteracja powyższego, z przerwami na podładowanie telefonu i komputera.
Powyższa turystyka sprawia, że zwiedzanie jest w miarę łatwe, proste i przyjemne. Ma też swoje oczywiste wady.
Nie ma tak wielkiego zaskoczenia. Każde większe miejsce jest ofotografowane na wszystkie strony, więc chcąc nie chcąc zobaczymy punkt wycieczki zanim w ogóle zdecydujemy się do niego dotrzeć.
(gdy byliśmy w Wiszącej Świątyni, wyobraziłem sobie jakie to było uczucie, setki lat temu, gdy podróżnicy wychodzili zza pagórka aby ujrzeć coś, co nie mogło sensownie istnieć)
Wiki, Google Mapsy itp dobrze działają w dużych miastach, w mniejszych miejscowościach jest gorzej. Do tego trzeba się nauczyć dystansu do informacji w nich zawartych (z wiki biorę obecnie tylko miejsce do zobaczenia i sugestie hosteli, restauracje są zazwyczaj słabiutkie), ponieważ mogą być nieaktualne - Chiny zmieniają się szybko, bardzo szybko.
(cena z wiki była 4 razy niższa niż prawdziwa cena na miejscu)
Dianping jest dobry jak chcemy coś bardziej wyszukanego, rzadko mają miejsca za 10-20 yuanów, zwłaszcza (ponownie) w małych miastach.
(najlepsze miejsce w jakim jadłem w Dalian była malutka koreańska restauracja przy hostelu, gdzie za rewelacyjne jedzenie płaciłem ok 15y)
Gdy padnie nam bateria, jest nieciekawie.
(w podróż do bazy zabrałem paszport i ładowarkę....)
Poleganie za bardzo na info z necie może się źle skończyć. Dzień przed wylotem sprawdzałem pogodę, pokazali mi że będzie ładnie i słonecznie. Uhm. Przez pierwszy dzień lało.
Następne w planie mam sprawdzić jak to jest udać się do miejsca gdzie mało kto wie, że istnieje :). Zobaczymy jak to będzie podróżować w sposób "tradycyjny".
Foci brak, wrzucę w ostatniego posta z podróży :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz